Impreza była do dupy. Mała firma, właściciel – pazerny Angol, słaby lokal, kiepskie jedzenie, ciasno do granic możliwości… Najlepsza była załoga – grube angielki – robotnice, w kusych sukienkach, krzywych szpilkach na koślawych nogach… Żenada…
After party jeszcze lepsze… Nawet nie ma o czym pisać…
W domu zamiast przygotowań do świąt – śpiewający leń…
Magiczne liczby na dziś – 18/3